Taki zupełnie normalny chłopak! Ale mu nie szło. Na egzamin teoretyczny na prawo jazdy wczoraj, 10 września, podchodził już po raz piąty. Zaliczył testy rewelacyjnie. Ale… zdradził go zegarek i wystający z rękawa drucik.
Bohater tej historii ma 18 lat, mieszka na stałe w miejscowości Białe Błoto w pow. sierpeckim, a pracuje w Warszawie. Do uczenia się stosunek ma raczej niechętny, bo czterokrotnie oblał testy na egzaminie teoretycznym na prawo jazdy.
- W Warszawie nawiązał kontakt z mężczyzną, o którym mówi tylko, że jest w wieku 40-45 lat, który obiecał pomóc zdać te nieszczęsne testy i obiecywał stuprocentową skuteczność, a po wszystkim życzył sobie za usługę 1500 zł – opowiada asp. sztab. Andrzej Gawlik z sekcji dochodzeniowo-śledczej KMP Płock. – Wczoraj rano odbywał się egzamin i ten człowiek w towarzystwie jakiejś kobiety spotkał się z 18-latkiem niedaleko Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Płocku. W samochodzie dwójka ta „uzbroiła” chłopaka jak szpiega wywiadu: dali mu zegarek z kamerą, słuchawki bezprzewodowe, nadajnik – wszystko połączone kabelkami i drucikami schowanymi pod ubraniem.
Tak wyposażony Bond pewnie wszedł na salę egzaminacyjną i zasiadł przed komputerem. Maleńkie oko kamery kierował na monitor z pytaniami, obraz szedł do warszawiaków, którzy błyskawicznie wprost do uzbrojonego w słuchawkę ucha podawali tajny komunikat: wybierz B, zaznacz C…
- Chłopak skończył test przed czasem i zgłosił to egzaminatorowi, który zatwierdził wszystkie odpowiedzi, rewelacyjnie trafne – kontynuuje Andrzej Gawlik. – Ale instruktor coś podejrzewał, złapał nagle chłopaka za rękę, na której był zegarek, i pyta: „A co to jest!?” Spod rękawa wysunęły się jakieś druciki… Została powiadomiona dyrekcja WORD i zaraz wezwano policję.
W komendzie Bond zaprezentował swój rynsztunek. Kiedy zdjął bluzę, okazało się, że kabelkami jest oplątany jak mucha, która wpadła do pajęczej sieci.
Mimo podjętych od razu poszukiwań policjanci nie odnaleźli samochodu z parą z Warszawy, która pomagała w tak szczególny sposób zdać ten egzamin. Zapewne dzięki zamocowanemu na zdającym nadajnikowi usłyszeli, że został zdekonspirowany, i szybko uciekli.
- Sam 18-latek usłyszał już zarzut – mówi Andrzej Gawlik. – Za podstępne wprowadzenie w błąd funkcjonariusza publicznego i usiłowanie wyłudzenia poświadczenia nieprawdy grozi mu do 3 lat pozbawienia wolności. To na początek, bo jeśli specjaliści orzekną, że na znaleziony przy nim sprzęt wymagane jest zezwolenie, odpowie też za użytkowanie nielegalnych urządzeń nadawczo-odbiorczych.
Aplikacja eprzasnysz.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
moj kumpel z klasy zdawał testy 7 razy!!! mieliśmy z niego niezłą polewkę, ale za to też nieźle świętowaliśmy jak zdał...
bo nieumiejętnie do tego podszedł, dlaczego ostentacyjnie wyszedł przed czasem? jego błąd
heheheeeee dobre, ale widać mało skuteczne się to okazało