Społeczeństwo generalnie nie cierpi urzędników. Zwłaszcza skarbowych. Projekt karania ich za błędy z pewnością wielu uradował.
Do pierwszych skutków. O indywidualnej odpowiedzialności urzędników za ich nieprawidłowe działania słyszymy od dawna. Głównym orędownikiem takich rozwiązań jest, a może już tylko był, Adam Szejnfeld. Do niedawna wiceminister gospodarki, któremu nadmiar zainteresowania grami hazardowymi pomógł w opuszczeniu stanowiska.
Od wielu lat Adam Szejnfeld przekonywał społeczeństwo o zaletach swoich projektów restrykcyjnych wobec urzędników. Ostatni taki projekt od mniej więcej dwóch lat nie może jakoś doczekać się prac legislacyjnych.
Podobnie jak wszystkie wcześniejsze. Analogicznie do projektów antykorupcyjnych, w tym ciężko wypracowanego przez kolejną orędowniczkę uczciwego państwa, Julię Piterę. Może były nazbyt skomplikowane, a może nazbyt restrykcyjne, co zagroziłoby zdziesiątkowaniem stanu urzędniczego? Nie wiadomo, bowiem nikt nigdy chyba nie miał przyjemności zapoznania się z całością tych zamysłów.
Tak czy owak rząd wpadł na pomysł wprowadzenia programu pilotażowego. Karani mają być na razie tylko urzędnicy skarbowi. Dlaczego akurat skarbowi? Po pierwsze dlatego, że ten obszar urzędniczy jest gremialnie nienawidzony przez wszystkich. Już choćby z tego powodu rząd zbierze same plusy i słupki sondaży podskoczą radośnie. Drugi powód, to kwestia konstrukcji przepisów, a podatkowych w szczególności.
Jedynym pewnikiem w tych przepisach jest zobowiązanie do płacenia podatków przez wszystkich, za wszystko, z każdej okazji a nawet bez okazji. Cała reszta to busz, dżungla i labirynty. Nie ma takiej siły, by ktokolwiek to wszystko ogarnął. Nie mówiąc o zrozumieniu. Poczynając od autorów tych legislacyjnych gniotów. W tej sytuacji nie ma też siły, by jakiegokolwiek urzędnika pociągnąć do odpowiedzialności. Bo i za co? Za to, że stworzony został system, którego nie jest w stanie pojąć żaden normalny człowiek? System, w którym nawet nie ma jednolitości orzecznictwa? Gdzie tyleż sposobów interpretacji ile ich autorów?
Będziemy więc świadkami co najwyżej festiwalu komediodramatów dyscyplinarnych, służbowych, a w końcu i sądowych. Można się też spodziewać całego pasma negatywnych skutków dla samego podatnika. Urzędnik, mając nad głową taką maczugę, będzie unikał jak ognia podejmowania jednoznacznych decyzji. Mechanizmy spychologii, zgodnego z prawem odwlekania, literalnego stosowania prawa, bez próby nawet jego interpretacji doprowadzić mogą do paraliżu.
Niesłusznie pobrane ale za to zgodnie z literalnym brzmieniem przepisu podatki, jak się może okazać po latach, trzeba będzie zwracać. Z odsetkami i odszkodowaniami. Choć to już raczej na skutek wyroków w Strasburgu. Nasz system wymiaru sprawiedliwości jest bowiem tak samo skonstruowany i wydolny jak system podatkowy.
Na koniec zaś urzędnik, obwiniany o skutki, pokaże palcem przepis, według którego beztroski ustawodawca kazał mu działać i znów nie będzie winnych. To znaczy owszem, winne będzie państwo, które zamiast stworzyć przejrzysty system, wprowadzać chce odpowiedzialność urzędnika za ten cały bałagan.
Cały artykuł na stronie: ngi24.pl
Aplikacja eprzasnysz.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie