Reklama

Z etykietą podpalacza

14/07/2008 11:50
W kajdankach siedziałem przy pogorzelisku. Przechodzący ludzie przyglądali mu się i myśleli "to on, ten podpalacz". Ale ja jestem niewinny denerwuje się 26 letni Grzegorz i szuka sprawiedliwości w sądzie.

Został zatrzymany i w opinii publicznej uznany za winnego serii podpaleń. Winy mu nie udowodniono, ale jego życie nie jest już takie same. – Mam wrażenie, że ludzie teraz dziwnie na mnie patrzą. Nawet jak nic nie mówią, to jakoś inaczej w stosunku do mnie się zachowują. Może myślą, że rzeczywiście jestem podpalaczem –zastanawia się 26 letni Grzegorz. –Tymi podejrzeniami wyrządzono wielką krzywdę całej mojej rodzinie – dodaje matka Grzegorza, Henryka.

W ubiegłym roku w Nadleśnictwie Przasnysz zanotowano 13 pożarów, które strawiły ok. 0,33 ha lasów. W tym roku, tylko w trzeciej dekadzie kwietnia, doszło do czterech pożarów lasów obejmujących pow. 47 ha, czyli więcej niż w całym ubiegłym roku. Pierwszy pożar odnotowano 24 kwietnia na terenie leśnictwa Przejmy. Drugi raz straż pożarna przyjechała do leśnictwa Lipa. Za trzecim razem strażacy i leśnicy już wiedzieli, że ktoś specjalnie podkłada ogień.

10 czerwca wybuchł kolejny ogień, znowu niedaleko Lipy. Tym razem jednak wydawało się, że akcja leśników i policji zakończyła się pełnym sukcesem – ogień został stłumiony w zarodku, a co więcej – złapano podpalacza. Podejrzenia padły na 26-letniego mieszkańca gminy Krasnosielc. Policja niczego mu jednak nie udowodniła, i po przesłuchaniach, wizji lokalnej i kilkunastu godzinach przetrzymywania w areszcie, wypuściła na wolność. Winny pożarów nadal jest poszukiwany. Tymczasem etykieta podpalacza przylgnęła do Grzegorza – mężczyzny, który został zatrzymany 10 czerwca kilkaset metrów od swojego domu.

Mieszkańcy lasu
Grzegorz wraz z rodziną (rodzicami i bratem) mieszkają w maleńkiej wsi na granicy powiatu makowskiego i przasnyskiego. Trzy domy, tartak, przystanek… Wszystkie drogi prowadzą tu przez las.
- Nie ma innej możliwości. Może jeśli ktoś porusza się tylko samochodem, to korzysta z głównej szosy, ale pieszo czy rowerem – zawsze wybiera się drogę przez las. Tu gdzie mieszkamy, to gmina Płoniawy Bramura, jestem tego pewna, bo z takimi danymi mam akt własności ziemi. Ale zameldowani jesteśmy w gminie Krasnosielc i tam musimy załatwiać wszelkie urzędowe sprawy. Wszystko nas jednak wiąże z powiatem przasnyskim, może dlatego, że do Makowa mamy 30 kilometrów, a do Przasnysza tylko 13 – opowiada pani Henryka. – Kobieta twierdzi, że czuje się przasnyszanką, do Przasnysza chodziła do szkoły, w powiecie przasnyskim się wychowała i tam nadal ma najbliższą rodzinę. Z obecnym miejscem zamieszkania związała ją praca, wraz z którą dostała mieszkanie służbowe. I tak zostało. Tym samym, jej dzieci od małego wychowywały się w środku lasu.

W kajdankach przy pogorzelisku
W czwartek, 10 czerwca, ok. godz. 13.30 Grzegorz (26 lat, szczupły, długie włosy, wyższe wykształcenie, nie karany, prowadzi sklep internetowy. Jego pasją są koncerty zespołów metalowych, robienie zdjęć i kucharzenie. Jest też doskonałym opiekunem swojego niepełnosprawnego brata) wsiadł na rower i pojechał do sklepu w Lipie po papierosy. Pojechał, tak jak robił to tysiące razy, skrótem przez las. W czasie tej jazdy, najpierw zobaczył biegnącego w jego stronę mężczyznę z łopatą, a zaraz potem drogę zajechał mu radiowóz. Policjanci wylegitymowali go i zrewidowali. Tłumaczyli przy tym, że podejrzewają go o podpalenie lasu.

- Dojechałem  do Lipy, ale byłem tak zdenerwowany, że zrezygnowałem z zakupu papierosów i postanowiłem jak najszybciej wracać do domu – wspomina mężczyzna. Grzegorzowi nie udało się jednak tego dnia wrócić do domu. Drogę ponownie zajechał mu radiowóz. Tym razem policjanci kazali mu wsiąść do samochodu.
-Powiedzieli, że zawiozą mnie w miejsce pożaru, gdzie w zasadzie powinni mnie przykuć do drzewa, abym się wszystkiemu dokładnie przyjrzał – relacjonuje Grzegorz. I wspomina, że gdy dojechali do pogorzeliska, skuto go kajdankami. –Nie wiem dlaczego to zrobili. Nie stawiałem przecież żadnego oporu, byłem przerażony sytuacją i nie wiedziałem, co się dzieje. I tak skuty siedziałem przy radiowozie, przechodzili ludzie, przyglądali mi się. Większość to byli moi znajomi – opowiada.

Chłopak spędził całą noc w przasnyskim areszcie. Podejrzeń wobec Grzegorza policja jednak nie potwierdziła. Skończyło się na kodeksie wykroczeń - artykule dotyczącym wejścia do lasu w czasie zakazu.

Grzegorz ma wiele zastrzeżeń do nadgorliwości policji i policyjnej dokumentacji. O swoich odczuciach napisał w zażaleniu do Sądu Rejonowego, który jednak nie dopatrzył się uchybień i skargi nie uwzględnił. Dlatego Grzegorz w obronie swojej godności i autorytetu rozważa kolejne odwołanie.


cały teks opublikowany w dzisiejszym Tygodniku Ostrołęckim

Aplikacja eprzasnysz.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo ePrzasnysz.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do