W kajdankach siedziałem przy pogorzelisku. Przechodzący ludzie przyglądali mu się i myśleli "to on, ten podpalacz". Ale ja jestem niewinny denerwuje się 26 letni Grzegorz i szuka sprawiedliwości w sądzie.
Został zatrzymany i w opinii publicznej uznany za winnego serii podpaleń. Winy mu nie udowodniono, ale jego życie nie jest już takie same. – Mam wrażenie, że ludzie teraz dziwnie na mnie patrzą. Nawet jak nic nie mówią, to jakoś inaczej w stosunku do mnie się zachowują. Może myślą, że rzeczywiście jestem podpalaczem –zastanawia się 26 letni Grzegorz. –Tymi podejrzeniami wyrządzono wielką krzywdę całej mojej rodzinie – dodaje matka Grzegorza, Henryka.
W ubiegłym roku w Nadleśnictwie Przasnysz zanotowano 13 pożarów, które strawiły ok. 0,33 ha lasów. W tym roku, tylko w trzeciej dekadzie kwietnia, doszło do czterech pożarów lasów obejmujących pow. 47 ha, czyli więcej niż w całym ubiegłym roku. Pierwszy pożar odnotowano 24 kwietnia na terenie leśnictwa Przejmy. Drugi raz straż pożarna przyjechała do leśnictwa Lipa. Za trzecim razem strażacy i leśnicy już wiedzieli, że ktoś specjalnie podkłada ogień.
10 czerwca wybuchł kolejny ogień, znowu niedaleko Lipy. Tym razem jednak wydawało się, że akcja leśników i policji zakończyła się pełnym sukcesem – ogień został stłumiony w zarodku, a co więcej – złapano podpalacza. Podejrzenia padły na 26-letniego mieszkańca gminy Krasnosielc. Policja niczego mu jednak nie udowodniła, i po przesłuchaniach, wizji lokalnej i kilkunastu godzinach przetrzymywania w areszcie, wypuściła na wolność. Winny pożarów nadal jest poszukiwany. Tymczasem etykieta podpalacza przylgnęła do Grzegorza – mężczyzny, który został zatrzymany 10 czerwca kilkaset metrów od swojego domu.
Mieszkańcy lasu Grzegorz wraz z rodziną (rodzicami i bratem) mieszkają w maleńkiej wsi na granicy powiatu makowskiego i przasnyskiego. Trzy domy, tartak, przystanek… Wszystkie drogi prowadzą tu przez las. - Nie ma innej możliwości. Może jeśli ktoś porusza się tylko samochodem, to korzysta z głównej szosy, ale pieszo czy rowerem – zawsze wybiera się drogę przez las. Tu gdzie mieszkamy, to gmina Płoniawy Bramura, jestem tego pewna, bo z takimi danymi mam akt własności ziemi. Ale zameldowani jesteśmy w gminie Krasnosielc i tam musimy załatwiać wszelkie urzędowe sprawy. Wszystko nas jednak wiąże z powiatem przasnyskim, może dlatego, że do Makowa mamy 30 kilometrów, a do Przasnysza tylko 13 – opowiada pani Henryka. – Kobieta twierdzi, że czuje się przasnyszanką, do Przasnysza chodziła do szkoły, w powiecie przasnyskim się wychowała i tam nadal ma najbliższą rodzinę. Z obecnym miejscem zamieszkania związała ją praca, wraz z którą dostała mieszkanie służbowe. I tak zostało. Tym samym, jej dzieci od małego wychowywały się w środku lasu.
W kajdankach przy pogorzelisku W czwartek, 10 czerwca, ok. godz. 13.30 Grzegorz (26 lat, szczupły, długie włosy, wyższe wykształcenie, nie karany, prowadzi sklep internetowy. Jego pasją są koncerty zespołów metalowych, robienie zdjęć i kucharzenie. Jest też doskonałym opiekunem swojego niepełnosprawnego brata) wsiadł na rower i pojechał do sklepu w Lipie po papierosy. Pojechał, tak jak robił to tysiące razy, skrótem przez las. W czasie tej jazdy, najpierw zobaczył biegnącego w jego stronę mężczyznę z łopatą, a zaraz potem drogę zajechał mu radiowóz. Policjanci wylegitymowali go i zrewidowali. Tłumaczyli przy tym, że podejrzewają go o podpalenie lasu.
- Dojechałem do Lipy, ale byłem tak zdenerwowany, że zrezygnowałem z zakupu papierosów i postanowiłem jak najszybciej wracać do domu – wspomina mężczyzna. Grzegorzowi nie udało się jednak tego dnia wrócić do domu. Drogę ponownie zajechał mu radiowóz. Tym razem policjanci kazali mu wsiąść do samochodu. -Powiedzieli, że zawiozą mnie w miejsce pożaru, gdzie w zasadzie powinni mnie przykuć do drzewa, abym się wszystkiemu dokładnie przyjrzał – relacjonuje Grzegorz. I wspomina, że gdy dojechali do pogorzeliska, skuto go kajdankami. –Nie wiem dlaczego to zrobili. Nie stawiałem przecież żadnego oporu, byłem przerażony sytuacją i nie wiedziałem, co się dzieje. I tak skuty siedziałem przy radiowozie, przechodzili ludzie, przyglądali mi się. Większość to byli moi znajomi – opowiada.
Chłopak spędził całą noc w przasnyskim areszcie. Podejrzeń wobec Grzegorza policja jednak nie potwierdziła. Skończyło się na kodeksie wykroczeń - artykule dotyczącym wejścia do lasu w czasie zakazu.
Grzegorz ma wiele zastrzeżeń do nadgorliwości policji i policyjnej dokumentacji. O swoich odczuciach napisał w zażaleniu do Sądu Rejonowego, który jednak nie dopatrzył się uchybień i skargi nie uwzględnił. Dlatego Grzegorz w obronie swojej godności i autorytetu rozważa kolejne odwołanie.
cały teks opublikowany w dzisiejszym Tygodniku Ostrołęckim
Aplikacja eprzasnysz.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie