Tomasz Ostrowski to polski, znakomity kompozytor, wykonawca oraz producent muzyki elektronicznej. Urodził się w 1975 roku w Warszawie. Już od dziecka interesował się muzyką, która wpłynęła na całe jego życie, stała się jego pasją, hobby i kultywuje ja w każdym wolnym momencie. Postanowiliśmy dla naszych internautów porozmawiać z gwiazdą.
Jak wyglądała Twoje dzieciństwo. Urodziłeś się w 75 roku, czyli dziecko lat osiemdziesiątych…..
Można powiedzieć, że jestem dzieckiem PRL-u.
Jako dziecko bardzo lubiłem audycje. Ich nie było dużo. Radio, telewizja. Wtedy się to naprawdę chłonęło, jak już była u kogoś w domu. Chłonęło się to z różnych programów, które zawierały wszystko. Między innymi muzykę. Im była ona bardziej wyrafinowana, inna niż akustyczna, to bardziej łapało mnie za serce, ale to jeszcze długa droga przede mną.
Urodziłem się w Warszawie. Moi rodzice, może nie pochodzą z Warszawy, ale w zasadzie tutaj spędzili swoją młodość. Mój ojciec jest z pod Warszawy. Nasza rodzina, jak się urodziłem, była już osiedlona w Warszawie. Jestem typowym blokowcem, nawet do tej pory mieszkam w bloku. Z racji nawet rozwiązań technicznych. Życie w bloku jest łatwiejsze, na przykład dostęp do sieci. Ludzie mieszkających w domach, nawet tak pięknych willach nadal miewają problemy, jak deszcz pada, telewizja coś nie działa, Internet też, prąd jest, już go nie ma. ….Jesteśmy w Polsce.
Rodzicie widzieli, że skoro ja się poświęcam, to warto mi pomagać. Wiedzieli też, co się dzieje na podwórku, jak koledzy z podbijanymi oczami wracali do domów. Doszli do wniosku, że niech on siedzi, skoro to jest jego pasja.
Kształciłeś się w kierunku muzycznym, ale szybko zrezygnowałeś. Dlaczego?
Moi rodzice zauważyli, że się kierunkuje w stronę muzyki. To wszystko szło w dobrym kierunku, jeśli mam już poważniejszy sprzęt, nie zabawkowe pianinko, że może warto znać nuty, bo gram ze słuchu. Wielu artystów jest słuchowcami. Oni tworzą mając swoją wizję gdzieś w głowie. Ja mam dodatkowo swoją wizję kolorystyczną, o czym nap oczątku nie wiedziałem.
Co to jest?
Kiedy przeczytałem artykuł o synestezji, zauważyłem, że mnie to mocno dotyczy. Dla mnie czwórka w szkole zawsze była pomarańczowa, trójka żółta, dwójka czarna, a siódemka brązowa. Podobnie jest z muzyką. Dla mnie utwory kojarzą się z kolorystyką. Mocno to widzę kolorystycznie.
Ok. powróćmy do pytania..
Po pewnym czasie w szkole muzycznej stwierdziłem, że mogę zakuwać historię muzyki, mogę uczyć się na nowo tego wszystkiego, ale skoro mi to szybciej wychodzi, to mam wszystko zakuwać? Nie będę miał czasu na to wszystko, co chcę stworzyć, a miałem wiele pomysłów.
Czy było coś, co Cię zainspirowało?
Zainspirowała mnie muzyka Jarre. Kiedy to usłyszałem, pomyślałem wow, to inaczej brzmi, niże te wszystkie piosenki , jak na przykład Bajmu, Lady Punk. U Jarre nie było tego wokalu. Wokal zupełnie nie był mi potrzebny, by chłonąć muzykę, by chłonąć jej treść. Mało tego, kiedy usłyszałem pierwsze numery Jarre, właśnie w Wideotece usłyszałem utwór Randez-vous, to poczułem się zakochany, tylko jeszcze nie wiedziałem w kim. Ona wyzwalała we mnie uczucia, emocje. I właśnie stąd zaraz kupowałem wszystkie jego kasety. Wtedy poznawałem techniki aranżacji, jak je robić, jak częstować tym smakiem widza, aby go nie spłoszyć, aby nie zanudzić odbiorcy.
Kim chciałeś zostać z zawodu, jako dziecko.
W wieku przedszkolnym nie sądzę, aby bym na tyle skoncentrowany .pamiętam ubiór pajaca, a nie sądzę, abym chciał zostać pajacem. Choć czasem może i lepiej nim być, patrząc na różne show. Na pewno nie chciałem być muzykiem. Temat muzyki wyszedł tak naprawdę niechcący, zupełnie przypadkowo.
W wieku około 10 lat dostałeś w prezencie małe pianinko, które zaważyło o twojej karierze.
Miałem te pianinko godzinę. Wracaliśmy z rodzicami samochodem. Jechaliśmy ponad 200 km, ja grałem melodie. Dla mnie to była zabawa. Dostałem małe pianinko, taki był mój kaprys, w kiosku zakupione. Pamiętam, jak mama i tata się odwrócili do mnie i uśmiechali się pod nosem. Mówię sobie fajnie, grałem na tym pianinku zupełnie bez zastanowienia melodie, które ja znałem i oni znali na przykład z radia, telewizji, czy kościoła, z różnych miejsc, w których przebywałem i to mi wychodziło bez żadnego kłopotu. To był taki moment, jak na przykład dostaje się gitarę i potrafi zagrać coś, co kiedyś się usłyszało. Szukałem dźwięków na klawiaturze i jak znalazłem, potrafiłem to odegrać. Potem się okazało, że to był ten początek, bo było moje coraz większe zainteresowanie instrumentami, coraz poważniejszymi zabawkami, coraz poważniejszymi sprzętami. Już w liceum zaczęła się sprawa różnych koncertów, Radia Trójki.
Jak wyglądał twój początek kariery?
Pamiętam, jak miałem osiemnaście lat. W Pałacu Kultury podpisywałem swoją pierwszą płytę i ludzie przychodzili i pytali się, gdzie jest Tomasz Ostrowski, a ja wyglądałem, jak wolontariusz na targach muzycznych, obok mnie Czesław Niemen podpisywał swoją płytę, ja po środku. Siedziałem obok Marka Bilińskiego. To było coś.
Kiedy skomponowałeś swoje pierwsze utwory?
Ja zaczynałem już na zabawkach. Nagrywałem swoje pomysły na kastetach i musze powiedzieć, że nawet siedem, osiem lat później, jak odkrywałem to na jakieś kasecie, robiłem z z tego numer, z motywu, który kiedyś wymyśliłem. Kiedyś nie miałem nagrywania na komputerze studyjnym, tylko grałem, stał magnetofon i nagrywał się mój pomysł, który realizowałem później w swoich aranżacjach. To musiało być na początku liceum. Wtedy powstawały pierwsze kompozycje i w zasadzie byłem tak płodny, że okazało się że dużo wcześniej miałem materiału na pierwszą płytę. W przeciągu dwóch lat powstał materiał na dwie płyty, bo w zasadzie materiał na półtorej miałem już wcześniej.
W 93 roku zaniósł pan swoje nagranie do radia Trójki….
To pamiętam było bardzo śmieszne. 1 września, poszedłem na rozpoczęcie liceum drugiej klasy albo trzeciej, umówiłem się ze znajomym, który miał pomysł, aby pójść z moim nagraniem do „Łysego”, do Jerzego Kordowicza. Było to szalone, mój kolega wziął książkę telefoniczną i zaczął szukać i wykręcił do niego numer. Zadzwonił do niego do domu. Był on bardzo zdegustowany tym, że ktoś dzwoni do niego do domu i mówi o muzyce, ale było coś takiego kiedyś, jak książka telefoniczna. On wykręcił numer i umówił mnie do niego na spotkanie. Ja byłem przekonany, że on zna kogoś, jego, albo jego znajomego, pomyślałem, że chłopak ma kontakt, tylko zapomniał numer. Kordowicz zrugał przez telefon, ale pozwolił na spotkanie w radiu i pojechaliśmy. W zasadzie posłuchał tej muzyki i po piętnastu minutach poszedł ze mną do studia. Był pewien, ze jadę tylko przekazać materiał, a tu nagle musiałem wejść do studia, mikrofony, byłem w ogromnym szoku, że w momencie, kiedy zapytał się skąd jesteś, ja zacząłem cytować dokładnie swój adres. Byłem w wielkim szoku i zaskoczony tym, że tyle się dzieje wokół mnie i jednocześnie stwierdziłem, że może ktoś ma racje, że pcha mnie do przodu. Od tego się wszystko zaczęło.
A z kim współpracowałeś?
Na pewno to była Justyna Steczkowska. Kiedyś się spotkaliśmy w mediach i ona powiedziała, że potrzebuje takich przestrzeni, jakie ja tworzę. Pracowałem z irańskim wokalistą Jahiarem Azimem Irani. Był to projekt trochę wyjęty z tej mojej elektronicznej rzeczywistości. Dla mnie to też było ciekawe doświadczenie, on pokazywał otwartość. Współpraca była różna. Ludzie z dalekiego wschodu różne temperamenty wykazują. Jedni w taki sposób, drudzy w taki sposób. Było to nie tylko doświadczenie muzyczne, ale i kulturowe, było to obcowanie z inną mentalnością. Wystarczy iść na kebaba i też się obcuje z inną mentalnością, ale nie od tej strony. Tutaj mieliśmy okazje porozmawiać, okazję się pokłócić, na przykład mieliśmy taki dzień, że dawał numer, ja aranżację i mówił, że nie ma nic do dodania, jest super, a było tak, że ja mówiłem, że to uważam, za lepsze, a to za gorsze. Dwie kultury i różne interpretacje muzyki. Bo tamta muzyka jest inna, niż ta tutaj.
Jakie masz plany na przyszłość?
Przyszłość to jest przede wszystkim rodzina. Prowadząc jednocześnie firmę. Jest to branża kosmetyczno – fryzjerska.
Skąd taka branża u muzyka?
Ojciec, który z zawodu i wykształcenia oraz mama są fryzjerami, moja pasja plus liceum, które nie dawało mi żadnych perspektyw i nagle w pewnym momencie ciężko chory wspólnik ojca. Żeby spółka działała, muszą być co najmniej dwie osoby. Tata zapytał się czy pomogę, postarałem się pomóc. Nie jest łatwo, ponieważ jesteśmy polską firma rodzinną i nasza zagraniczna konkurencja mocno namieszała na rynku. Branża kosmetyczno – fryzjerska pomagała realizować moje marzenia o instrumencie takim, czy instrumencie takim. Nie rzuciłem jednego, choć był taki moment, kiedy proponowano mi trasę koncertową po Polsce, kiedy byłbym wyłączony trzy lub cztery miesiące z firmy. Niestety postawiłem na firmę.
Jakie są twoje najskrytsze marzenia?
Dla mnie jest priorytetem rodzina. Marzeniem moim będzie na przykład to, że mój syn, któremu kiedyś w studio dałem klawisze, chciałbym kiedyś zobaczyć jego, kiedy będzie występował i grał. Najmłodszy syn ma super słuch, więc może się okazać, że w którymś momencie pójdzie w stronę muzyki. I to jest moje marzenie, aby któreś z nich zobaczyć, bo córka nie za bardzo. Starszy syn tak tylko troszkę interesuje się muzyką, niby chce, ale to jest taki mózgowiec, matematyka, fizyka. A najmłodszy syn to taka dusza, o którą się boję, aby dobrze trafiła. Będę starał się o to zadbać, by wylądował na odpowiednim gruncie. Jest to moment właściwy, że może coś się wykluje. Dla mnie najważniejsze jest teraz, aby jego zainteresowania wyłapać, tak jak to zrobili moi rodzice.
Jakim jesteś człowiekiem?
Jestem bardzo wrażliwy, ale to bardzo utrudnia życie, bo jedni zakopują za sobą pewne rzeczy. Ja mocno czuje emocje, niektóre do mnie wracają. Zazdroszczę czasami ludziom, którzy potrafią gdzieś tą wrażliwość schować lub po prostu mieć jej mniej. Czasami, po czasie potrafię powrócić do czegoś i odczuwać te same emocje. Tak jest tez z zapachami.
Jakimi zapachami?
Pamiętam, jak siedemnaście lat temu braliśmy ślub z żoną i umówiliśmy się, że użyjemy perfum w jednych flakonikach, jednej firmy i żadnej innej. Kupiliśmy sobie dwa, które się nam podobały i co roku w rocznice ślubu się nimi psikamy. Wraca to tak mocno, jakbym stał przed ołtarzem. To jest dodatkowy bodziec, oprócz zdjęć, video. Zmysł zapachu, który łączy się z wrażliwością ludzką.
REWELACJA. MEGA ARTYSTA, OBY WIĘCEJ TAKICH POSTACI
Lepszy efekt byłby gdyby lasery zostały skierowane w publikę zamiast na ratusz.efekt 3d
nic specyjalnego
Świetna muzyka. Gratulacje.
super artysta,super muzyka,oby więcej takiej na przasnyskich imprezach.Przasnyszanie podnoście swój poziom muzyczny