Oto jesteśmy świadkami dziwnej gry PISu wokół euro. Premier Tusk zapowiedział bowiem wprowadzenie unijnej waluty w roku 2012,ale do wprowadzenia nowej waluty potrzeba , oprócz spełnienia ekonomicznych kryteriów, co nie będzie łatwe, także zmiany konstytucji. A Platforma nawet z koalicyjnym PSLem i z SLD nie mają konstytucyjnej większości. Do rezygnacji z własnej waluty, będącej przecież nie tylko symbolem, ale realnym atrybutem suwerenności potrzebna jest zgoda PiSu, a przynajmniej, jak to określił Jarosław Kaczyński „części posłów PISu”.
Dlatego Tusk zapowiada chęć dialogu z liderem PIS w sprawie procedury likwidacji polskiej waluty. Premier wydaje się godzić na główny postulat Kaczyńskiego przeprowadzenia referendum w tej sprawie, choć jego wynik, ani wymagana frekwencja nie dają całkowitej pewności i osiągnięcia zamierzonego celu. Pla prezesa PIS referendum jawi się jako ostatnia deska ratunku mająca na celu odwrócenie dezintegracji społecznego poparcia dla jego partii. Kaczyński liczy bowiem iż sprzeciw wobec samej daty 2012 roku pozwoli na spolaryzowanie sceny politycznej w tej kwestii i odzyskanie inicjatywy politycznej. Bez odzyskania tej inicjatywy proces dekompozycji poparcia społecznego dla tej partii doprowadzi nie tylko do klęski w wyborach prezydenckich, ale do katastrofy w wyborach parlamentarnych. A do tej pory, żadne podejmowane działania polityczne ze strony tej partii nie tylko nie doprowadziły do przełamania defensywy , w jakiej znalazł się PIS, ale jeszcze bardziej pogrążały w opinii publicznej tą partię. Dziś wydaje się iż stosunkowo stabilne notowania tej partii są konsekwencją nie wiary w jej możliwości, ale obawami znacznej części wyborców przed rządami Platformy Obywatelskiej i braku (jak na razie) wykrystalizowanej społecznie alternatywy. Dlatego postulat ponownego spolaryzowania społeczeństwa, obojętnie w jakiej sprawie: służby zdrowia, edukacji czy wreszcie euro jawi się jako ostatnia szansa przejścia do ofensywy politycznej.
Badania opinii publicznej pokazują, iż istnieje przewaga zwolenników euro nad zwolennikami zachowania narodowej waluty, ale ta przewaga nie jest duża i co więcej, w sytuacji światowego kryzysu, a zwłaszcza recesji w strefie euro może ona szybko stopnieć. W tej sytuacji polaryzacja referendalna społeczeństwa w tej sprawie byłaby niezwykle korzystna politycznie dla partii braci Kaczyńskich. Mogliby doprowadzić do identyfikacji całego sceptycznego wobec euro elektoratu z własną partią, powtórnie marginalizować rodzące się alternatywy, ale także mogliby przejść do zdecydowanej kontrofensywy politycznej, wykorzystując skutki kryzysu gospodarczego i spadające poparcie dla rządu Tuska. To zaś pozwoliłoby, jeśli nie na reelekcję Lecha Kaczyńskiego, to przynajmniej na przyzwoity wynik, chroniący przed dezintegracją samej partii w przeddzień wyborów parlamentarnych. Właśnie nadzieja na taki scenariusz, a zwłaszcza na sukces w wyborach prezydenckich jest istotą obecnej strategii w sprawie euro. Dla PiSu w tej sprawie najważniejszy jest sukces polityczny w postaci przejścia do ofensywy politycznej i zwycięstwa w wyborach prezydenckich, a nie obrona polskiej złotówki. PIS ma bowiem wystarczającą ilość głosów w Sejmie do zablokowania likwidacji złotego, tak jak miał wystarczającą ilość głosów do zablokowania parlamentarnej ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, ale nie o to tej partii chodzi. Wyraża to jasno prezes Kaczyński mówiąc, iż po referendum w sprawie euro posłowie PIS , przynajmniej część (tylu, ile potrzeba do przegłosowania)podniosą rękę za zmianą konstytucji . Pozostali, tak jak w przypadku Traktatu Lizbońskiego zagłosują przeciw, aby zademonstrować tym wyborcom, którzy nie godzą się z kolejnym wyzbywaniem się atrybutów suwerenności swojej faryzejskiej łapczywości na ich wyborcze poparcie.
Referendum jest potrzebne jako niezbędny warunek nie tylko politycznego przetrwania, ale także odzyskania szans na sukces w wyborach prezydenckich, a do tego sukcesu nie wystarczy, przynajmniej na razie poparcie wyłącznie przeciwników likwidacji złotego. Do sukcesu prezydenckiego potrzebne jest także poparcie części także zwolenników wprowadzenia euro. Stąd przekaz medialny formułowany w obozie braci Kaczyńskich jest zniuansowany. Prezes PIS formuje sprzeciw wobec samej daty 2012, sugerując możliwość przyjęcia nowej waluty w okresie pożniejszym, zaś prezydent w tonie przypuszczającym wyraża gotowość przedyskutowania nawet samej tej daty. Ale w obu przypadkach jest jeden warunek: referendum, i dopiero wówczas zgoda na zmiany w konstytucji. To jeszcze dobitniej podkreśla instrumentalny stosunek braci Kaczyńskich do kwestii narodowej waluty i postulatu zachowania atrybutów suwerenności. Dla braci Kaczyńskich nie jest ważne zachowanie suwerenności państwowej, jak to już pokazali w przypadku Traktatu Lizbońskiego, ale wykorzystanie społecznego sprzeciwu wobec procesu ograniczania narodowej podmiotowości do walki o władzę dla siebie. Po referendum i po marginalizowaniu ewentualnej alternatywy przyjdzie czas na akceptacje euro, a ci posłowie, którzy będą głosowali przeciw, mają za zadanie jedynie utrzymać przy PIS tych wyborców, którzy nie akceptują tej pokrętnej polityki i zapewnić moralne alibi tym, którzy udają że bronią polskiej racji stanu.
Strategia ta obliczona jest nie tylko na sondażowe odbicie się od dna, ale także na przyszły sukces w wyborach i prezydenckich i parlamentarnych. Stąd stosowanie przez Kaczyńskich wałęsowskiej taktyki: jestem za, a nawet przeciw. Ta taktyka ma na celu wymuszenie utożsamienia się z PISem nie tylko zdecydowanych przeciwników likwidacji polskiej waluty, ale także wachających się, a w przyszłości także jej zwolenników. Ma zapewnić Kaczyńskim utrzymanie prezydentury i zdobycie władzy rządowej. Pytanie tylko po co narodowi taka partia?
Marian Piłka
Aplikacja eprzasnysz.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie