Rozpoczynając swoje rządy Donald Tusk ogłosił potrzebę wprowadzenia nowej jakości do polskiej polityki zagranicznej. Według premiera, nasz kraj na arenie międzynarodowej niewiele znaczył. Czy udało mu się ten stan z mienić?
Podczas wygłoszonego 7 maja 2008 expose, szef polskiej dyplomacji – Radosław Sikorski powiedział: W dziedzinie bezpieczeństwa należy zwrócić uwagę na strategiczne partnerstwo łączące nas ze Stanami Zjednoczonymi. Na czym to strategiczne partnerstwo polega? 17 września tego roku , w dniu naszej narodowej traumy, Waszyngton dał jednak Kremlowi wyraźny sygnał, iż ,dobre stosunki z Moskwą są dla niego o wiele ważniejsze niż z jakąś tam Warszawą.
A potwierdzeniem tego faktu było także nie dojście do zapowiadanego spotkania naszego ministra z sekretarz stanu - Hillary Clinton. Polska jest rzecz jasna partnerem Ameryki, ale Biały Dom nie ma wobec niej specjalnej odrębnej strategii – skomentował słusznie tę sytuację prof. Zbigniew Brzeziński dodając, iż stosunki miedzy obu państwami są nierównomierne.
Pryska więc mit o strategicznym partnerstwie, Polska jest tylko partnerem regionalnym, w ramach Europy Środkowej, a Warszawa, jak się wydaje, nie ma pomysłu na wytyczenie stosunków polsko-amerykańskich, oprócz twierdzenia o miłości do Waszyngtonu.
Ponieważ Polską dyplomację nie zadowalały gwarancje wynikające z przynależności do struktury obronnej Paktu Atlantyckiego, poszukiwała rozwiązań poza strukturami natowskimi, czym, co oczywiste, zrażała do siebie Rosję, naturalnego partnera Polski .
Można odnieść wrażenie, że polska dyplomacja nie dostrzega ewolucji rosyjskiej polityki zagranicznej, a świadomość, iż Moskwa może i powinna być naszym naturalnym partnerem, do tej dyplomacji tylko z trudem dociera.
Na czym więc polega głoszona przez ministra R. Sikorskiego teza o zdecydowanej poprawie stosunków z Rosją? Jeżeli tak jest, to po co straszyć Polaków niebezpieczeństwem ze wschodu? Strach bywa bardzo złym doradcą. Anders Fogh Rasmussen, sekretarz generalny NATO, wyraźnie przecież powiedział, że „obecnie nie ma żadnego zagrożenia dla żadnego z członków Sojuszu”
Szef polskiej dyplomacji wprawdzie dostrzega postępy jakie poczyniła Rosja na drodze do demokratyzacji, ale z tego wniosku, jak na razie, niewiele wynika. Podobnie zresztą jak z wizyty premiera Putina w Polsce. A jeśli, to raczej dla Rosji.
Głoszona publicznie przez R. Sikorskiego zdecydowana poprawa, jest w sprzeczności z faktami.. Podobnie jak w odniesieniu do USA, brak jest pomysłu na dalszy rozwój stosunków z Rosją.
Rząd lansuje Partnerstwo Wschodnie, ale dziś sprowadza się ono raczej do słów, a nie do działań. Mało słychać o 600 mln euro z Rady Europy. Gdzie utknęły te środki? Okazuje się, że początkowe zainteresowanie tą inicjatywą jest coraz słabsze.
Podobnie jak polskie zainteresowanie wschodnimi sąsiadami. W polityce wschodniej popieramy skazanych na odejście Saakaszwilego i Juszczenkę , jakby nie widząc zmian na tamtejszej scenie politycznej.
Polityka miłości wyrażana wobec USA jest widoczna również w odniesieniu do Niemiec. Wystarcza nam, aby pani Angela Merkel powiedziała kilka ciepłych słów pod naszym adresem, aby poklepała po plecach jednego czy drugiego naszego przywódcę , a my wpadamy w euforię. Tezę tę potwierdza cytowany już wyżej prof. Z. Brzeziński mówiąc, iż Polacy są bardzo łasi na komplementy i często im to wystarcza. Nie dostrzegamy, albo udajemy że nie dostrzegamy, że podczas trwania naszej euforii Niemcy, prawie bez rozgłosu, przystępują do uderzającego w interesy Polski, (konkretnie w bezpieczeństwo energetyczne), budowy gazociągu północnego, że pani kanclerz wymienia uściski z Erichą Steinbach. Wspólny podręcznik historii staje się coraz bardziej odległy. Sytuacja polskiej mniejszości w Niemczech jest nadal zła.
Symboliczne pojednanie polsko-niemieckie jest oczywiście faktem. Teraz trzeba je jednak przerabiać na konkrety. I tu istnieją i powstają poważne problemy. Nie należy więc dawać się zwodzić określeniem: nowa jakość w stosunkach polsko-niemieckich. Jest to bowiem w dużej mierze piękny obrazek w telewizji, w ramach ogólnopolskiego realizowania PR-owskiego programu Platformy Obywatelskiej.
Jesteśmy jednym z sześciu krajów, które powinny aspirować do odgrywania największej roli w Europie. Tymczasem staliśmy się słabym graczem ( czy wystarcza nam sukces w postaci wybrania Jerzego Buzka na szefa PE?). Odnieśliśmy niepowodzenie przy wyborze przywódcy NATO, co dotyczy także wyboru Włodzimierza Cimoszewicza na szefa Rady Europy.
Mówiąc prawdę nie rozumiem tego polityka, który zawierzył premierowi Tuskowi. Wystarczyło przecież spytać panów Płażyńskiego, Olechowskiego, Rokitę czy Piskorskiego, o to, jak szef naszego rządu rozwiązuje sprawy personalne , aby dowiedzieć się o co – być może tak naprawdę – chodziło Donaldowi Tuskowi.
Jeśli prześledzić działania Polski w odniesieniu do polityki zagranicznej, to – w opinii rządu – często słyszymy określenia dotyczące poprawy stylu, atmosfery i klimatu rozmów. Może i tak jest, ale to zdecydowanie za mało. Najwyższy już czas, aby zaczęły się liczyć konkrety. Abyśmy się dowiedzieli o zapowiadanych dalekosiężnych planach Polski zarówno w odniesieniu do polityki euroatlantyckiej jak i europejskiej, o faktach.
Jak na razie brak jest całościowej koncepcji w tej materii. Choćby w odniesieniu do naszej polityki obronnej, bezpieczeństwa energetycznego, potrzeby ożywienia Trójkąta Weimarskiego, rzeczywistej polityki wschodniej, Afganistanu, polityki klimatycznej czy polityki regionalnej. Tak, aby można było rzeczywiście mówić o prowadzeniu polityki budowania coraz silniejszej pozycji Polski.
Co z naszymi przygotowaniami do przewodnictwa w Unii Europejskiej w kontekście obowiązywania Traktatu Lizbońskiego? Czy zostały one zmodyfikowane? Jak pokazują doświadczenia innych państw, prace nad przygotowaniami rozpoczynały one grubo na 2 lata przed terminem. My obejmujemy prezydencję już w lipcu 2011 roku. Być może Platforma Obywatelska ma jakiś projekt, który Polska powinna zaprezentować Europie. Warto, aby w nim uczestniczyły, zgodnie, wszystkie polskie siły polityczne.
Na razie o tym ani widu ani słychu. Na razie żyjemy w świecie obietnic i samozadowolenia.
Jolanta Szymanek-Deresz
Aplikacja eprzasnysz.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
jaka mądra baba, choć komuch: >>W polityce wschodniej popieramy skazanych na odejście Saakaszwilego i Juszczenkę , jakby nie widząc zmian na tamtejszej scenie politycznej.
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
jaka mądra baba, choć komuch: >>W polityce wschodniej popieramy skazanych na odejście Saakaszwilego i Juszczenkę , jakby nie widząc zmian na tamtejszej scenie politycznej.