W rozważaniach wielu obserwatorów sceny politycznej dominuje przekonanie o nieuchronności udziału postkomunistów w rządzeniu Polską po najbliższych wyborach parlamentarnych. Niepewność dotyczy raczej koalicjanta partii Napieralskiego. Czy będzie to Platforma Obywatelska, przez wielu uznawana za naturalnego w obecnej sytuacji koalicjanta dotychczasowej partii rządzącej, czy też będzie to koalicja pozornie bardziej egzotyczna z PIS.
Koalicja postkomunistów z Platformą, w sytuacji postępującego spadku poparcia społecznego partii rządzącej wydaje się nie tylko „naturalna”, ale i nieunikniona wobec najbardziej prawdopodobnego wyniku wyborczego, według którego obecny układ rządowy nie utrzyma większości parlamentarnej. Jednak głównym beneficjentem spadającego poparcia dla PO jest partia Napieralskiego i ten konflikt o poparcie elektoratu może skutecznie uniemożliwić wzajemną współpracę rządową, na przekór zbieżności programowej, tak jak w 2005 roku konflikt o elektorat uniemożliwił koalicję rządową PO-PISu.. I choć koalicja postkomunistów z PO wydaje się prawdopodobna i łatwa do obrony w wymiarze medialno-społecznym, to fundamentalny konflikt interesów partyjnych może doprowadzić do powstania koalicji bardziej egzotycznej, podobnie jak w przypadku koalicji PISu z partią Andrzeja Lepera. Wówczas Jarosław Kaczyński wykazał się zdecydowaną odwagą przeciwstawienia się dotychczasowym wyobrażeniom społecznym i publicznym zapewnieniom i doprowadził do powstania układu rządowego, którego nikt wcześniej nie przewidywał, łudząc się programowym podobieństwem partii PO-PIS.
Dziś liderzy PISu zapewniają, wbrew powszechnemu przekonaniu, iż nie są partią bez zdolności koalicyjnej. I moim zdaniem mają rację. Ale co to znaczy? Na pewno nie mają zdolności koalicyjnej ani z Platformą, ani z PJN [o ile ci ostatni przekroczą próg wyborczy].Po doświadczeniach ze swymi koalicjantami, PIS stracił możliwość koalicyjną z PSL, które nie zamierza powtórzyć doświadczenia „przystawek”. Pozostaje tylko SLD. Możliwość takiej koalicji dementuje zarówno Napieralski, jak i Kaczyński. Tylko, że wiarygodność Kaczyńskiego w tego typu deklaracji jest równa zero. I to nie tylko, ze względu na często przypominane deklaracje w sprawie współpracy z partią Lepera, ale także ze względu na wiarygodność zaprzeczeń Kaczyńskiego co do układu z postkomunistami w mediach publicznych. Co więcej Kaczyński ma duże doświadczenie w „grze” postkomunistami przeciwko swoim politycznym adwersarzom. W 1993 razem z postkomunistami obalał rząd Suchockiej. Dwa lata później jego działania przeciwko Wałęsie przyczyniły się do zwycięstwa Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich. W 2007 wspólnie z partią Napieralskiego rozwiązywał Sejm. Prezydent Lech Kaczyński, nie tylko wykonywał przyjazne gesty wobec Kwaśniewskiego w postaci nominacji jego szefa kancelarii Dubaniowskiego na ambasadora. Ale także, poprzez zaproszenie Jaruzelskiego do prezydenckiego samolotu na moskiewskie uroczystości, zapoczątkował polityczną rehabilitację tego komunistycznego dyktatora. Co więcej nie cofnął się przed koalicją medialną, wpuszczając postkomunistów do mediów publicznych. Wcześniej zaś, pisowscy nominaci w Radzie Programowej telewizji wybrali redaktora tygodnika „NIE” Piotra Gadzinowskiego na wiceprzewodniczącego tej Rady. Jarosław Kaczyński także wielokrotnie demonstrował także osobistą obojętność wobec takich postulatów katolickich w formie nieobecności w czasie głosowań, jak formuła małżeństwa {przegrana poprawki dotyczącej definicji małżeństwa] czy nieobecność w czasie pierwszego głosowania dotyczącego świętowania Trzech Króli. Ale zabiegi o współpracę z postkomunistami osiągnęły apogeum w czasie kampanii prezydenckiej, w trakcie której Jarosław Kaczyński rehabilitował politycznie nie tylko Edwarda Gierka, ale także obecnych postkomunistów. Dla niego Grzegorz Napieralski z programem walki z Kościołem, legalizacji zabijania dzieci nienarodzonych i obroną przywilejów komunistycznej Służby Bezpieczeństwa to „miły człowiek”. Rzeczywiście ten „miły człowiek”, nie poparł konkurenta Kaczyńskiego do prezydentury w drugiej turze , co dla wielu wydało się wówczas, tak oczywiste.
Dziś zarówno Kaczyński, jak i Napieralski oficjalnie wykluczają możliwość koalicji. I sądzę, iż powstrzymają swoją postawę aż do wyborów. Ale jest to oficjalne stanowisko. Bowiem inni działacze i publicyści związani z obu ugrupowaniami, nie tylko dopuszczają taką możliwość[np. Beata Kempa odmówiła w wywiadzie dla Rzeczpospolitej zdementowania możliwości jej powstania], ale snuja swoje dywagacje nad korzyścią takiej sytuacji, {dywagacje Ryszarda Czarneckiego}gdy na scenie politycznej pozostanie tylko PO, PIS i SLD, czyli, że postkomunistom przypadnie rola rozgrywającego na polskiej scenie politycznej. Adam Hofman prekursor upublicznienia potrzeby rządowej współpracy z postkomunistami, dziś rozwodzi się nad możliwościami współpracy z „europejską lewicą”. W PIS panuje przekonanie, iż eksperyment kolaboracji z postkomunistami w mediach publicznych został społecznie zaakceptowany przez własny elektorat, co pozytywnie rokuje w sprawie kolaboracji rządowej. Ale nie tylko ze strony Pis mamy do czynienia z tego rodzaju politycznymi zalotami. Sławomir Sierakowski mówi wprost o politycznej koniunkturze na tego typu koalicję, Także publiczne wypowiedzi Oleksego, czy Kalisza wskazują na mentalną gotowość obecnych liderów SLD do tego rodzaju kooperacji. Obecni liderzy mają silne poczucie, iż koalicja z Platformą jest łatwa do zawarcia, ale zawsze w niej będą „młodszym bratem”, a główne polityczne korzyści przypadną dominującemu koalicjantowi. Natomiast korzyści płynące z układu z PIS mogą być zdecydowanie większe. Przede wszystkim w SLD panuje przekonanie, iż sukces w wyborach prezydenckich, który uruchomił obecny wzrost poparcia społecznego i wzrost politycznego znaczenia, jest rezultatem dopuszczenia postkomunistów do mediów publicznych przez Kaczyńskiego. Współpraca z Kaczyńskim okazała się wysoce politycznie lukratywna. Wiele wskazuje, iż pomimo pewnego szoku medialnego także współpraca rządowa byłaby wehikułem trwale wzmacniającym pozycję postkomunistów. Przede wszystkim udział w koalicji z PIS nie tylko zapewniłby SLD pozycję głównego rozgrywającego na polskiej scenie politycznej. SLD nie przekształciłby się w ‘przystawkę” PISu, nie byłby jego zakładnikiem. To raczej PIS stałby się zakładnikiem SLD.Jedynym publicznie artykułowanym sprzeciwem wobec możliwości koalicji z PIS jest sprawa Blidy. Ale na ołtarzu wzajemnej współpracy Jarosław Kaczyński poświęci Zbigniewa Ziobrę, tym bardziej, że jego dni w PIS są najprawdopodobniej już policzone. Oczywiście taki układ rządowy nie dotyczyłby kwestii „światopoglądowych”. Te kwestie postkomuniści będą próbowali rozgrywać na płaszczyźnie parlamentarnej. To w tej płaszczyźnie Platforma będzie próbowała „przebić” PIS w wykreowaniu nowej koalicji, swoim poparciem dla postkomunistycznych propozycji. Ta sytuacja spowoduje, iż spragniona PO powrotem do władzy zrobi wszystko, by koalicja z SLD stała się faktem. I może się stać, tak, jak po koalicji medialnej postkomunistów z PISem, nastał czas na koalicję z Platformą, ale już na eselowskich warunkach. Powyborcza koalicja Napieralskiego z Kaczyńskim daje postkomunistom nie tylko znacznie więcej korzyści, ale pozwala im także zachować wolność manewru
Obecna wzrastająca pozycja postkomunistów jest konsekwencją wzajemnej polityki obu dominujących partii oligarchicznych Ich nierozumny, bezsensowny i zupełnie niemerytoryczny konflikt niejako automatycznie prowadzi do powrotu postkomunistycznego nihilizmu do kształtowania polityki polskiej. SLD nie ma nic twórczego do zaproponowania. Niejako symbolem jakości jej polityki jest propozycja legalizacji zabijania dzieci nienarodzonych w sytuacji zapaści demograficznej zagrażającej niewypłacalnością systemu emerytalnego. Wybór pomiędzy POLewem, a PISoLewem jest wyborem pozornym. W obu sytuacjach jest wyborem narodowego nihilizmu. Polsce w obecnej sytuacji potrzeba , przede wszystkim, alternatywy dla rządów z udziałem postkomunistów, potrzeba sił politycznych zdolnych nie tylko do stawienia bariery postkomunistom, ale także do zmierzenia się z największym wyzwaniem naszego kraju, jakim jest groźba katastrofy demograficznej. I to jest rzeczywista alternatywa dla rządów z udziałem postkomunistów
Marian Piłka.
Aplikacja eprzasnysz.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie