Wyniki referendum irlandzkiego nie mogły być zaskoczeniem. Wśród społeczeństw europejskich bowiem narasta sprzeciw wobec wykoślawionej formy integracji , jaką próbują narzucić eurokraci w postaci centralistycznej i biurokratycznej Unii.
Integracja i współpraca europejska jest wyzwaniem epoki, ale nie znaczy to wcale przekształcanie Europy w federalistyczny organizm z dominacją największych państw, która w naszej części kontynentu przejawi się w postaci niemieckiej hegemonii. Ofiarą federalistycznej wersji integracji jest przede wszystkim zasada solidarności i równości państw europejskich. Koncepcja integracji zawarta najpierw w traktacie konstytucyjnym , a następnie w jego lekko zmodyfikowanym wariancie-traktacie lizbońskim, zakłada bowiem pozbawienie państw narodowych znacznej części ich atrybutów państwowych.
Co więcej jest także próbą narzucenia społeczeństwom o tradycjach i tożsamości chrześcijańskiej skrajnie sekularystycznej aksjologii, wbrew istniejącemu pluralizmowi konstytucyjnemu w tej dziedzinie. Nic też dziwnego, że wcześniej społeczeństwo francuskie i holenderskie, a ostatnio irlandzkie powiedziało nie tej wykoślawionej koncepcji integracji.
Z resztą pomysł, aby traktat lizboński był ratyfikowany przez parlamenty, a nie poprzez referenda (w Irlandii istnieje wymóg konstytucyjny referendum w sprawie traktatów), był próbą pozbawienia społeczeństw prawa głosu.
Zgoda prezydenta Kaczyńskiego na warunki traktatu podyktowane przez prezydencję niemiecką było największą klęską polskiej polityki zagranicznej od roku 1989. Była to bowiem dobrowolna zgoda na radykalne obniżenie naszej pozycji w strukturach unijnych oraz zgoda na skrajnie laicką aksjologię uderzającą w chrześcijańską tożsamość naszego kontynentu.
Zagrożenia tego modelu integracji dla pozycji Polski trafnie zdiagnozował program PISu „Silna Polska w chrześcijańskiej Europie” z roku 2005. Przede wszystkim program ten sprzeciwiał się obniżeniu siły polskiego głosu. Traktat Nicejski przyznawał nam bowiem prawie równą pozycję z największymi państwami, gdy Lizbona obniża wartość naszego głosu poniżej połowy wartości głosu niemieckiego. Bez zgody polskich negocjatorów nie było możliwe sfinalizowanie negocjacji tego traktatu.
Dobrowolne przyznanie Niemcom przez prezydenta Kaczyńskiego tak radykalnej przewagi głosu niemieckiego nad polskim nie ma precedensu we wzajemnych relacjach dyplomatycznych. Kaczyński okazał się najbardziej proniemieckim politykiem w historii naszego kraju. Przyjęty traktat jest zaprzeczeniem każdego słowa z programu europejskiego PISu.
Zaś ogłoszenie jego podpisania jako sukcesu było nie tylko ordynarnym kłamstwem, ale wyrazem totalnego lekceważenia i pogardy narodu polskiego. Negocjacje nad tym traktatem ujawniły z jednej strony zupełnie instrumentalny stosunek braci Kaczyńskich do polskiego interesu narodowego oraz ich aksjologiczną i polityczną tożsamość z Platformą Obywatelską, z drugiej zaś brak charakteru, to jest niezdolność do wytrwałej, konsekwentnej i przynoszącej pozytywne rezultaty polityki.
Pośpiech w przeprowadzeniu procedury ratyfikacyjnej w Sejmie wynikał z panicznego strachu obu braci przed przeciągającą się debatą publiczną, w której ujawniloby się prawdziwy efekt tych negocjacji. Ponieważ Platforma Obywatelska reprezentuje podobny brak politycznego charakteru, dlatego zgodziła się na szybką ścieżkę parlamentarnej ratyfikacji, także w obawie przed publiczną debatą. Tej pośpiesznej ratyfikacji przeciwstawiała się jedynie Prawica Rzeczpospolitej zalecająca zaczekanie na wynik irlandzkiego referendum.
Wynik referendum irlandzkiego w świetle prawa europejskiego zamyka sprawę ratyfikacji tego traktatu. Według prawa ten traktat jest martwy. I wszelkie próby kontynuacji procedury ratyfikacyjnej są łamaniem prawa wspólnotowego. Ale dla eurokratów nie prawo i nie wola narodu irlandzkiego są ważne, ale przeforsowanie tego szkodliwego dla równości europejskich narodów traktatu. Dlatego, próbuje się wymusić wbrew prawu kontynuacje procesu ratyfikacyjnego, aby postawić Irlandię pod ścianą i wymusić na niej zmianę stanowiska w kwestii traktatu.
Kontynuacja procesu ratyfikacyjnego jest swego rodzaju szantażem wobec tego dumnego narodu. Dlatego jedynym, z polskiego punktu widzenia, zachowaniem powinno być stwierdzenie wygaśnięcia procedury ratyfikacyjnej i tym samym stwierdzenie, że traktat jest martwy. Ale prezydent Kaczyński wybrał inną drogę. Zdaje on doskonale sprawę z prawnych konsekwencji wyniku referendum irlandzkiego, a także z korzyści jakie Polska odnosi z zakończenia jego procesu ratyfikacji. Prawną konsekwencją upadku Lizbony jest bowiem utrzymanie ważności Traktatu Nicejskiego z jego wszystkimi dla Polski korzyściami płynącymi z bardzo silnej pozycji polskiego głosu. Dla Unii, upadek Lizbony to nie klęska ,ale zwycięstwo solidarystycznej formuły integracji. Dlatego Polskie stanowisko powinno jednoznacznie stwierdzać zakończenie procesu ratyfikacji i nie pozostawiać żadnych niejasności i niepewności w tej sprawie. Boeiem to co nie udało się Prezydentowi Kaczyńskiemu obronić w trakcie negocjacji, to przyniósł nam wynik irlandzki. Powinniśmy być Irlandii wdzięczni i wspierać ją ze wszystkich sił, aby nie uległa szantażowi europejskich potęg.
Tymczasem prezydent Kaczyński zachowuje się dwuznacznie. Z jednej strony stwierdza, po dłuższym okresie niepewności i dwuznacznych sygnałów, iż procedura ratyfikacji jest nieaktualna, z drugiej wypowiada się za traktatem i deklaruje, iż go ratyfikuje w przypadku zmiany zdania przez Irlandczyków. Ta sytuacja zawiera trzy szkodliwe dla Polski stwierdzenia. Pierwsze powstrzymuje kłamstwo o korzystnych dla naszego kraju zapisach tego traktatu. Drugie to zachowuje pozorną neutralność wobec możliwości szantażowania Irlandii. Tutaj nie ma w istocie neutralnego stanowiska. Stwierdzenie, iż prezydent podpisze traktat, gdy Irlandczycy zmienią stanowisko jest tylko umyciem rąk. W rzeczywistości jest pośrednią zgodą na uprawianie szantażu przez innych, także w imieniu naszego kraju. Po trzecie jest stwierdzeniem, iż o sprawach nas dotyczących, w tym wypadku kwestii wejścia w życie traktatu lizbońskiego, maja decydować inni. A tym czasem to ze względu na polskie interesy ten traktat powinien być odrzucony.
W tym zachowaniu prezydenta Kaczyńskiego uwidacznia się z jednej strony świadomość szkodliwości tego traktatu dla naszych interesów i dla naszej pozycji, z drugiej zaś kompletny brak charakteru. Z jego zachowania wynika bowiem jasno, iż to niezdecydowanie, te kłamstwa odnośnie korzyści traktatowych, zapewnienia o gotowości podpisania traktatu, jak tylko Irlandczycy zmienią zdanie, to wszystko świadczy o braku determinacji do obrony polskich interesów, braku odwagi politycznej i braku charakteru.
Referendum irlandzkie stworzyło szansę na naprawienie tego co zepsuli bracia Kaczyńscy w trakcie negocjacji. Ale dziś ten wynik próbuje się zakwestionować, dlatego tak ważne jest zdecydowane i jednoznaczne wsparcie tego małego, ale dumnego narodu. To my, a nie Irlandczycy skorzystamy najbardziej z utrzymania dotychczasowego traktatowego status quo. I dlatego ten irlandzki wynik wymaga naszej obrony, a nie mizdrzenia się do Merkel czy Sarkoziego.
Wynik referendum irlandzkiego pokazuje, iż nawet mały, znacznie mniej liczny naród, niż nasz, gdy zachowuje swą narodową godność i broni własnych interesów może i potrafi wpływać na losy znacznie potężniejszych państw i układów. Jak dotąd polskiej polityce brakuje zarówno tego poczucia własnej godności i determinacji. Dlatego trzeba zerwać z doktryną tchórzliwego traktowania polskich interesów zarówno przez prezydenta, premiera jak i dominujące partie polityczne. . To referendum dało kolejną szansę polskiej polityce, której pierwszą –negocjacje, zaprzepaścili bracia Kaczyńscy, a drugą - przeprowadzając procedurę ratyfikacyjną w Sejmie we współpracy z Donaldem Tuskiem. Dziś mamy szanse na uratowanie Traktatu Nicejskiego z jego ogromnymi możliwościami dla realizacji polskiego interesu narodowego .ale wymaga to znacznie bardziej zdecydowanej , odważnej i mądrej polityki przede wszystkim prezydenta Rzeczpospolitej. Bo to jego historia obdarzyła odpowiedzialnością za przyszłość Polski i za obronę polskich interesów. Ma on historyczną szansę naprawienia tych szkód, które wyrządził Rzeczpospolitej godząc się na ten traktat. To od niego dziś wyłącznie zależy czy stwierdzi definitywnie o zakończeniu procesu ratyfikacji, czy też będzie szukał medialnych wykrętów, mających na celu zdjęcie z niego ,w społecznej świadomości, odpowiedzialności za degradację Polski i serwilistyczną politykę wobec Niemiec i Francji.
Marian Piłka Wiceprzewodniczący Prawicy Rzeczpospolitej
Aplikacja eprzasnysz.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Jak nie ma jak właśnie przeczytałeś wypowiedź przedstawiciela takiej partii
I tu masz Pan rację. Kaczńscy zwodzą jak mogą przy traktacie. Szkoda że nie ma partii która tego głośno nie mówi.