Nie dawno w rozmowie z rówieśnikami usłyszałem zdanie "My się po prostu za późno urodziliśmy". Na początku wywołało to mój szczery uśmiech. Pomyślałem, że znając nasze zapędy pewnie nie raz i nie dwa w latach "80 dostalibyśmy pałami od ZOMO i tyle by było radości z dorastania w PRL. Potem jednak gdy temat był kontynuowany, a głównym argumentem stała się gospodarka zrozumiałem, że sporo w tym prostym zdaniu jest prawdy.
Aby lepiej wprowadzić w tematykę felietonu młodych czytelników pozwolę sobie na wkomponowanie w mój tekst teledysku zespołu Snake Charmer -Born in PRL.
http://www.youtube.com/watch?v=yJkpNOZgTPc
Pokolenie "88 nie miało okazji nigdy zajrzeć do Pewexu, ani poczuć magii brzmień płyt winylowych kupowanych za "ciężkie pieniądze" zagranicą. Ledwo pamiętamy smak Vibovitu, który zamiast rozpuszczać w szklance z wodą jadło się palcem.
W latach 90-tych owe pokolenie nie rozumiało jeszcze nic. W zasadzie do nauki w szkole średniej w kontekście swojego usytuowania na osi nowej historii Polski, także nic. Zaczęło rozumieć dopiero w momencie uzyskania pełnoletności.
W szkole średniej wpajano nam, że trzeba iść na studia. Najlepiej do prestiżowych szkół, bo w dobie wyżu demograficznego bez "papierka" nie ma szans na dobrą pracę. No i ta młodzież słuchała, zaufała i poszła do dużych miast, na prestiżowe kierunku. Teraz je kończy i razem z rolnikiem od uprawy papryki pyta się "Panie premierze jak żyć ?".
W zasadzie każde pokolenie ma swój okres buntu. My nie możemy go okazywać poprzez niechęć do ustroju. Wrogość w stosunku do policji też jest bez sensu. Naszym głównym wrogiem stał się rynek pracy, a w zasadzie jego niedostępność. Co z tego, że kończymy po 5 latach nauki prestiżowe szkoły i otrzymujemy tytuł magistra, czy magistra inżyniera, skoro nasze dokonania nie pozwalają nam na zaspokojenie naszych ambicji. Wcale nie chodzi tutaj o zawłaszczenie rynku przez elity, co dobitnie pokazała warszawska frekwencja "Marszu Oburzonych", ale o możliwości w zabetonowanych branżach.
Każdy absolwent marzy o tym, aby po skończonych studiach dostać przyzwoitą pracę i stopniowo piąć się po szczeblach kariery. Realia są w obecnych czasach takie, że o karierze ze wskaźnikiem wzrostu swojej pozycji, po pierwszych krokach na rynku pracy zapomina już połowa. Pracę chwyta się jaka jest, a nie jaką sobie człowiek wymarzył. Burzy się od razu przeświadczenie, które nam wpajano w szkole średniej.
W takim razie planem B każdego studenta jest otworzenie własnej działalności gospodarczej, zazwyczaj w rodzinnym mieście. W pierwszej kolejności student napotyka na problem skąd wziąć kapitał początkowy. W drugiej kolejności jak w ogóle zakłada się firmę. Trzeci i najważniejszy problem to POMYSŁ !
Kiedy w "89 roku upadł komunizm firmy prywatne powstawały jak grzyby po deszczu. Udawał się każdy biznes, bo wszystko było nowe. Konkurencja zerowa, biurokracja minimalna. Po prostu wystarczył kapitał na wejście w rynek. Minęło nieco ponad 20 lat i mamy problem. W takim Przasnyszu chcąc otworzyć jakikolwiek biznes trzeba błysnąć niebywałym pomysłem, aby cokolwiek się udało i można było wyjść na zero. W małych miastach ludzie kupują z przyzwyczajenia w tych samych sklepach. Nie potrzebują reklamy, bo każdy wie gdzie jest "Kubuś Puchatek", "Cukiernia Kaczorek", czy u kogo najlepiej kupić węgiel.
Nowe formy działalności jak solaria, czy salony urody także bardzo szybko zapełniły się konkurencją. Ciężko jest nam "młodym" konkurować z firmami, które w przasnyskich realiach istnieją od lat. Nawet innowacyjność taka jak konta facebookowe, strony internetowe, dobrze wykonany marketing i tak nie pomogą, bo z konkurencją nie mamy szans na starcie.
Mimo to, każdy próbuje licząc, że akurat jemu się uda. Student odczekuje 8 miesięcy jako bezrobotny, bierze kasę z Urzędu Pracy, zakłada swój biznes. Zachwyca się tym. Po 3 miesiącach interes przestaje być rentowny i firmę trzeba na siłę utrzymywać przez 12 miesięcy bez wiary w to, że coś się zmieni.
Wtedy zawsze przychodzi myśl "Gdybyśmy urodzili się wcześniej, to byłoby łatwiej". Teraz można postawić już tylko na biznes rodzinny lub innowacyjność. Tyle, że o ten drugi aspekt ciężko, bo zawsze istnieje spore ryzyko, że w tak małym mieście jak Przasnysz ona się nie przyjmie.
A więc dalej absolwencie, któremu wmawiano, że "papierek z prestiżowej szkoły" jest najważniejszy, a nie doświadczenie, znajomości i ludzki fart w życiu - masz wybór. Wracasz do rodzinnego miasta i próbujesz zawojować rynek albo w mieście, w którym studiowałeś zaczynasz od parzenia kawy i nie masz gwarancji, że będziesz ją parzył, aż cię nie wyleją.
Skoro Snake Charmer śpiewało o czasach, których my nie znamy to PEZET rapuje już o realiach i naszych oczekiwaniach od życia, które znamy aż za dobrze.
http://www.youtube.com/watch?v=8ohLwufJ8XQ
Aplikacja eprzasnysz.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie