Jakiś czas temu w Płońsku poruszony został temat odszkodowania i zadośćuczynienia jakie samorząd powiatowy ma wypłacić młodemu mieszkańcowi Raciąża. Chodzi o to, że kilka lat temu w czasie zawodów sportowych, które odbywały się na terenie szkoły w Raciążu zdarzył się wypadek, w wyniku którego poszkodowanym został ówczesny uczeń szkoły, a obecnie osoba, której przyznano odszkodowanie i zadośćuczynienie finansowe w kwocie 120 tysięcy złotych.
Zdarzenie polegało na tym, że w czasie konkurencji sportowej przeniesienia uczennic z miejsca do miejsca - dwóch chłopców biorących udział w turnieju wzięło na ręce zamiast jednej – dwie dziewczynki. Z powodu obciążenia uczeń uszkodził nogę w kolanie, a konsekwencją tego była długotrwała rehabilitacja, nauczanie w systemie indywidualnym oraz inne skutki powypadkowe. Obecnie sąd przyznał byłemu uczniowi szkoły w Raciążu odszkodowanie i zadośćuczynienie w kwocie 120 tysięcy złotych, które musi zapłacić samorząd powiatowy będący stroną w tej sprawie.
Ale opisany przez mnie przypadek jest tylko pretekstem do istoty rzeczy, którą chciałbym poruszyć. Absolutnie nie neguję dramatu poszkodowanego ucznia i zasadności otrzymanego odszkodowania. Chciałbym jednak spojrzeć na ten przypadek oczami nauczyciela.
Nauczyciele, którzy organizowali te zawody po zdarzeniu byli poddani rewizji i audytowi zespołu kontrolującego z ramienia szkoły, ich sprawę badał również powiatowy Wydział Oświaty. Powołano zespół kontrolny Kuratorium Oświatowego, który nadzorował czy wszystkie procedury zostały zachowane i który szukał uchybień w pracy nauczycieli. Prokuratura rozpoczęła śledztwo i postępowanie przeciwko nauczycielom wychowania fizycznego organizującym zawody. Nauczyciele byli przesłuchiwani, jeździli do sądów i wielokrotnie musieli udowadniać swoją niewinność. Tylko dlatego, że zdarzył się wypadek na zajęciach sportowych.
A ta sytuacja to nie jest tylko odosobniony przypadek, ale norma. Obecnie zmieniamy strukturę szkoły. Ale powinniśmy spojrzeć również na inny problem polskiej edukacji. Czy czytając opisany powyżej przypadek, ktokolwiek z czytelników dziwi się, że polski nauczyciel nie podejmuje żadnej aktywności? A jeżeli ją podejmuje to bardzo dużo ryzykuje? Czy nie bezpieczniejszą strategią przetrwania nauczyciela w szkole jest niedostrzeganie problemów, nie angażowanie się w kształcenie i wychowanie. Wuefista zorganizował zawody, zdarzył się wypadek – prokurator. Nauczyciel zwrócił uwagę dyscyplinującą – pomówienie ze strony uczniów i kontrola kuratoryjna. Nauczyciel robi klasówki – skarga rodziców do kuratorium na jego metody. Kolega opowiadał mi jak jedna z jego uczennic symulowała podczas zajęć wychowania fizycznego. Z tego powodu został poddany wszechstronnej kontroli i mocnemu napiętnowaniu ze strony dyrekcji szkoły. Kiedy po czasie okazało się, że sytuacja była oszustwem nie doczekał się nawet słowa przepraszam. A takich historii jest tysiące.
Obecnie takie działania wychowawcze jak sport, wycieczki szkolne, harcerstwo czy organizowanie czasu wolnego uczniom podejmują tylko najwięksi zapaleńcy i ryzykanci. Nie mówiąc o najprostszych zabiegach dyscyplinujących i porządkowych. Dziś już samo zorganizowanie spaceru poza szkołę niesie ze sobą ryzyko. A niech podczas wycieczki uczeń zatruje się gofrem. Kto jest winny? Oczywiście nauczyciel. I karuzela z kontrolami, postępowaniami i naganami zapewniona. No i dodatkowo kilka artykułów w prasie również w komplecie. Bo nauczyciel to łatwy obiekt do bicia. Dobrze chociaż jeszcze kiedy dyrekcja, koleżanki i koledzy ze szkoły staną murem za pechowym nauczycielem. Ale czy zawsze można liczyć na takie wsparcie i pomoc?
Teraz naprawdę bezpieczniej jest nic nie robić i nie dostrzegać problemów. Łatwiej jest grać na alibi niż brać na siebie ciężar wychowania i kształcenia. Bo w każdym momencie należy spodziewać się ataku na nauczyciela ze wszystkich możliwych stron. Nauczyciel nie wychowuje ponieważ nie ma żadnej osłony instytucjonalnej w Polsce. Boi się podejmować jakiekolwiek działania, bo zamiast wsparcia otrzymuje atak ze strony uczniów, rodziców, instytucji i mediów. Bo jest łatwym celem ataku i łatwym obiektem do opisania przez media.
Taka jest niestety obecna rzeczywistość w polskiej szkole. I nie dziwmy się nauczycielowi, że nie ryzykuje, a szkole, że nie wychowuje. Nauczyciel chce mieć po prostu spokojne święta, a szkoła musi wypełniać wciąż tony zbędnych papierów, formularzy, ankiet, badań i ewaluacji.
Artur Czapliński
Aplikacja eprzasnysz.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie